Kiedyś wydawnictwa miały obowiązek numerowania każdego nowego druku, dlatego starsze książki posiadają metryczki z numerem wydania, nakładem, a nawet informacją o papierze i drukarni.
Od ok. 1990r., wraz ze zmianą przepisów, metryczki zaczęły znikać, w przypadku niektórych wydawnictw gwałtownie, a u innych powoli. I niestety, nawet wydawnictwa, które numerują swoje wydania, robią to w dość kreatywny sposób. I tak:
- Czytelnik ma ładnie ponumerowane wydania, ponieważ są najstarsze.
- "Hobbit" od Iskier był numerowany do (prawdopodobnie) XIII wydania, późniejsze druki nie posiadają przeważnie ani numeru, ani daty.
- Zysk i sk-a niemal wszystkie swoje wydania numeruje jako "I w tej edycji", potem się tylko zmieniają daty.
- Atlantis numerował wydania, ale nie oznaczał dodruków, więc istnieją np. różnice między 1 wydaniem WP Atlantisu, a kolejnymi dodrukami z tym samym rokiem i ISBN.
- Amber teoretycznie wydania numerował systematycznie, ale zdarzały im się różne wydania o tym samym numerze albo przeskoczenie kilku numerów bo np. wydanie obwoluty policzyli jako nowe wydanie książki - nie pytajcie mnie, kto i dlaczego wpadł na taki pomysł. Również zmiana edycji resetowała u Amberu numerację, tak więc mają w dorobku np. cztery wydania Silmarillionu oznaczone jako wydanie I.
- Muza o ile wiem, wydań nigdy nawet nie zaczęła numerować...
- ...a pojedyncze wydania innych wydawnictw są... no cóż, pojedyncze. : )